,,Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu... Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie.''
Ciemność. Potykam się co kilka sekund. Uderzam o ściany. Nagle rozbłyskują światła. Upadam na kolana. Rażące światło nie pozwala mi dostrzec gdzie sie znajduję. Moje oczy pieką od jasności. Zauważam czerwoną ciecz na mych dłoniach. Podnoszę je ku górze by sprawdzić co to. Krew. Moje czy rozszerzają się gdy lustruje pomieszczenie w którym się znajduje. Zakrywam usta dłonią by nie zacząć krzyczeć. Szlocham. Pokój w którym aktualnie przebywam ma pomalowane ściany na kolor biały, nie ma okien, nie ma niczego oprócz krwi porozpryskiwanej na ścianach. Uderzam pięścią w najbliższą ścianę. Grunt rozsypuje się po podłodze. Nagle do pokoju wchodzi on. Ubrany w czarne rurki, granatowy podkoszulek oraz skórzaną kurtkę. Na nogach na zniszczone już adidasy. Jego loki podtrzymuje niebiesko-szara bandamka. Wyciąga w moją stronę dłoń. Niepewnie ją chwytam. Chwile później zostaje przyciśnięta do jego klatki piersiowej. Słyszę jak bije jego serce.
-Niedługo cię stąd wyciągnę. Obiecuję.- Szepcze w me włosy i znika. Znów zostaje sama. Osuwam się po lodowatej ścianie. Chowam głowę w dłonie i zaczynam, znów szlochać. Huk z korytarza dobiega do moich uszu. Przestraszona osuwam się w kąt i czekam na dalszą część zdarzeń. Do pomieszczenia wparowuje Louis z pistoletem. Wymierza nim w moją stronę. Uśmiecha się szyderczo i ciągnie za spust.
Budzę się cała spocona z przerażenia. Cała się trzęsę. Sen był bardzo realistyczny. Oglądam z każdej strony moje ręce by upewnić się czy horror nie przydarzył mi się rzeczywiście. Żadnej oznaki krwi. Zapalam światło. Nic w pokoju się nie zmieniło. Spoglądam na szafkę nocną by sprawdzić która jest godzina. Zegar wskazuję godzinę 03:15. Opadam na łóżko. Wzdycham ciężko i znów tule się do snu.
{...}
Czuje silne ramiona ręce na mych ramionach. Chwilę później zostaje szarpnięta, budząc się doszczętnie. Gdy otwieram swe oczy widzę Tomlinson'a. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zeskakuję z łóżka by być jak najdalej od niego.
-Nic ci nie jest? - pyta, i rusza w mym kierunku. Cofam się o ile to możliwe. W końcu dotykam plecami zimnej ściany. Momentalnie zostaje do niej przyciśnięta. Jego obie ręce lądują po obu stronach mojej głowy, jego usta są milimetry od moich a oddech odbija się o moje nozdrza. Pachnie miętom.
-Nie chce cię skrzywdzić. To już mówiłem. - Przemówił po raz drugi w ciągu naszego spotkania, a ja przerażona byłam w stanie się tylko trząść. Dreszcze przebiegały w dół mojego kręgosłupa gdy jego dłoń chwyciła moje biodro.
-Nie chce cie wykorzystać - zbliżył swe usta do mego ucha. - Chce byś mi pokazała czym jest prawdziwa miłość. Nie jestem taki za jakiego mnie uważasz- mruknął a następnie wpił swe gorące usta w moją szyję pozostawiając czerwono -siny ślad. W tym momencie zrozumiałam że zostałam naznaczona. Chłopak przeczesał swe poburzone już włosy palcami i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą i przerażoną w tym ciemnym pokoju.